Jako że jestem fanką „ścigałek” wszelkiej maści to bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że w końcu otrzymamy kolejną część kultowej serii Need for Speed. Ostatnimi czasy do wszelkich produkcji staram się podchodzić z dystansem, niezależnie od tego, czy to gra, film, serial, czy nowa płyta ulubionego zespołu. Wychodzę z założenia, że lepiej się miło zaskoczyć niż rozczarować. Czasami celowo omijam materiały promocyjne, żeby zbytnio się nie nakręcić. I tak było w tym przypadku. Z grami mam tak jak z książkami — jeżeli nie zainteresuje mnie pierwsze zdanie, pierwszy akapit — to nie ma u mnie szans. Grom daje zwykle godzinę zegarową. Gdy pierwszy raz odpaliłam Need for Speed Unbound to pograłam niecałe 40 minut. I było emocjonujące 40 minut (bez obaw — później posiedziałam przy grze trochę dłużej). Szkoda tylko, że wszystkie odczucia, które towarzyszyły mi przez ten czas były… negatywne.
To projekt Electronic Arts i Criterion Games na silniku Frostbite. Criterion Games odpowiadało już za duże tytuły wyścigowe — stworzyli w końcu kultową serię Burnout. Ale zrobili coś jeszcze… w 2012 roku wypuścili na rynek Need for Speed Most Wanted, który sprawił, że po latach moje serce znowu zabiło szybciej na widok logo Need for Speed. Więc pomimo braku oczekiwań pomyślałam jedno — nie zawiedźcie mnie.
No to zaczynamy grę, a zarazem reckę… intro wali po oczach, a ta cała feeria barw i migające punkty na ekranie sprawiają, że szczerze współczuję osobom borykającym się z epilepsją. W tle leci piosenka A$AP Rocky’ego Shittin’ Me. Przypadek? Nie sądzę. Od dawna było wiadomo, w jakim kierunku chcą pójść twórcy. Ba! Kręciła się nawet wokół tego spora drama. Gracze zostali podzieleni na dwa obozy. Ja niestety dołączyłam do tego, który nie do końca trawi nową wizję artystyczną.
Grę zaczynamy od customizacji naszej postaci. Możemy wybrać jej twarz, kolor włosów i pasemek, zadbać o oryginalny makijaż, zadecydować czy będzie brodaczem, czy okularnikiem. Do wyboru mamy wiele markowych ciuchów. Jak się dobrze postaracie to zarówno wy, jak i wasza postać będziecie posiadaczami tych samych modeli vansów czy adidasów marki Puma.
Potem musimy wybrać złomka, który będzie nam towarzyszył w najbliższym czasie. Do wyboru mamy Dodge’a Chargera R/T z 1969 roku, Nissana Silvia K’s z 1998 roku oraz Lamborghini Countach (25th Anniversary) z okolic 1989 roku. A to ostatnie auto wywołało sporo emocji. To chyba pierwsza lub jedna z niewielu takich sytuacji w serii gdzie samochód tej marki możemy wybrać na starcie. Ten model to zdecydowany ulubieniec graczy. Nie przywiązujcie się jednak zbytnio do tego cacuszka. Po jakiejś godzinie gry i tak je wam zabiorą…
Need for Speed UnboundNie jestem fanką fabuły w wyścigach. Gdybym chciała podglądać przygody kierowców to włączyłabym sobie dowolną część Szybkich i wściekłych. Nie podoba mi się to, w jakim kierunku od lat zmierza seria Need for Speed, jeżeli chodzi o prowadzenie historii. I jest to więc kolejny element, do którego jestem negatywnie nastawiona. Fabuła Unbound skupia się na wybranej przez nas postaci, która wraz z Yaz jest częścią ekipy Rydella. Jest on właścicielem warsztatu można, a jego utalentowani podopieczni spełniają się jako mechanicy. Nasz główny bohater lub bohaterka trafia do niego, z zamiarem zmiany swojego życia. Ucieczka przed systemem była największym marzeniem protagonisty, który żyje dnia na dzień. Do czasu… gdy pojawia się możliwość startu w płatnych i często nielegalnych wyścigach.
Ktoś dość szybko wbije nam jednak nóż w plecy i zostaniemy z niczym. A wtedy pozostanie nam tylko jedna ścieżka — od zera do milionera. I nie zapomnijcie lekcji, którą dał nam w tym roku God of War Ragnarök — każdy może być kowalem swojego losu! W tle mamy oczywiście kolejne malownicze miasto — Lake Shore, którym rządzą korporacje. Mieścina boryka się także z niegrzeczna młodzieżą, która by the way może wam się kręcić pod nogami (uważajcie, żeby nie przejechać NPCów). Jest to takie pomieszanie GTA V, z Cyberpunk 2077 i Watch Dogs 2.
Fabuła jest sztampowa, przewidywalna i pełna stereotypów. Jeżeli masz inny kolor skóry niż biały to na bank masz jakiś konflikt z prawem. Na bank. Dialogi są płytkie. W pierwszej godzinie gry znajdziemy nawiązanie do oryginalnego Top Gun (I feel the need—the need for speed!) oraz memów nawiązujących do Szybkich i wściekłych. Jedni uznają to za smaczki i nawiązania do „klasyków”. Dla mnie to jednak cringowe i niepotrzebne wstawki…. Może gdyby dialogi były inaczej napisane to wtedy moje zdanie byłoby odmienne.
Zaprezentowany w grze model jazdy i proponowany nam stylu prowadzenia pojazdów nie przemówił do mnie. Fajnie jeździło się naszym „złomkiem” na początku, ale później… było zdecydowanie mniej przyjemnie. W pecetowej wersji przedpremierowej dostępnej w ramach abonamentu EA Play były jakieś błędy i radość z jazdy poczułam, dopiero gdy odpaliłam Need for Speed Unbound na PS5. Od czasów Need for Speed Heat niewiele się zmieniło. Mamy tryb dnia i nocy oraz upierdliwą policję na karku. Standardowo możemy modyfikować nasze auta oraz dodawać do nich elementy kosmetyczne. Robimy w garażach, które są naszymi kryjówkami. W czasie zlotów samochodowych musimy dbać o nasze „paseczki”. To wiąże się z częstymi driftami czy jazdą pod prąd, która ładuje pasek nitro. Musimy więc być skupieni na drodze, bo jeden maleńki błąd iiii… no właśnie — ta gra nie wybaczy Wam błędów. Nie cofniecie tutaj czasu. Stłuczka w trakcie wyścigu skutkuje utratą pozycji oraz pieniędzy, bo seria dalej kieruje się zasadą „nie ma ryzyka, nie ma zabawy”. Na ekranie musimy śledzić drogę, naszych wyjątkowo agresywnych rywali oraz informacje na temat kolejnych punktów kontrolnych…
…A te wszystkie bazgroły latające po ekranie potrafią wybić z rytmu i zaburzyć imersje. Nie wspominając już o tym, że migają one czasem tak niemiłosiernie szybko, że nie pozostaje nam nic jak tylko czekać na kolejną serię artykułów o atakach epilepsji wywołanych przez grę komputerową. Ta cała komiksowa otoczka niektórym może się podobać. Dla mnie jednak jest wyjątkowo rozpraszająca. Wszystkie te wstawki ciekawie wypadają przy cutscenkach i przy animacjach wypadków, ale w czasie gry… marzyłam o tym, by się ich pozbyć. Wszystkich. Bardzo lubię gry, które dążą do fotorealizmu i nie wiem, po co przykrywać tak ładny produkt tymi bazgrołami. Gdyby jeszcze trochę podrasować projekt to ta gra byłaby przyjemniejsza dla oka. Brakuje mi jednej dodatkowej warstwy graficznej, która urozmaiciłaby surowe modele postaci. Za to miasto prezentuje się bardzo ładnie i w dzień i w nocy — aż chce się je zwiedzać. Koniec narzekania na oprawę wizualną.
To bardzo „ziomalska” odsłona i soundtrack zdominowany jest przez rapsy i hip-hop. Najważniejszym artystą w grze będzie A$AP Rocky, który jest nawet jej bohaterem. Warto w tym miejscu wspomnieć, że gra ma polski dubbing, a na playliście znalazło się miejsce dla naszych rodzimych artystów! Za utwór SIRI odpowiadają OKI, GEDZ i Magiera. Tłoki należą zaś do m.in.: Olivera Olsona i Gibbsa.
Need for Speed Unbound… nie przypadł mi do gustu. Nie jest to najgorsza odsłona serii, ale z nowszych odsłon chyba bardziej podobał mi się Heat. Od 2019 roku niestety niewiele się zmieniło. Pogram sobie jeszcze jednak w tę grę w długie zimowe wieczory, potestuję tryb multiplayer… I kto wie? Może się z nią przeproszę. A wy czekaliście na najnowszego Need for Speed Unbound? Planujecie w niego zagrać? A może testowaliście go przed premierą w ramach EA Play? Zakochaliście się czy znienawidziliście za oprawę? Koniecznie dajcie nam znać w sekcji komentarzy!
Need for Speed Unbound miał swoją oficjalną premierę 2 grudnia 2022. Zagrają w nią posiadacze EA app dla systemów Windows oraz użytkownicy Steam i Epic Games Store. Jeżeli chodzi o konsolowców — nowa odsłona dostępna jest tylko na PlayStation 5 oraz Xbox Series X|S.
Ilustracja wprowadzenia i zdjęcia: materiały prasowe