Polska gościnność nie ma sobie równych. Jak przyjeżdżają goście, wypada wysprzątać całe mieszkanie do błysku. Może to również być pretekst do porządnego sprzątania od kilku tygodni, jednak myślę, że każdemu ciężko jest się zabrać za ogarnięcie całego domu. Wysprzątanie każdego kąta wiąże się zazwyczaj z ogromnym nakładem pracy, a ilość sprzętów, które trzeba wyciągnąć z szafy, potrafi przyprawić o zawrót głowy. Co jednak, gdyby udało się stworzyć urządzenie, które w sobie łączy rozwiązanie wielu codziennych problemów? Tym właśnie jest Jimmy PW11 Pro Max – bezprzewodowy odkurzacz i mop w jednym, który dzięki konstrukcji 5 w 1 staje się centrum dowodzenia do spraw porządku w każdym domu. Co takiego potrafi i czy rzeczywiście dzięki niemu można zadbać o czystość wszędzie tam, gdzie sobie tego życzymy? Sprawdzimy to w dzisiejszym teście.
Bezprzewodowe odkurzacze coraz bardziej stają się modne. W końcu brak kabla niweluje problem dotarcia w wiele miejsc, bez konieczności przepinania wtyczki do innego kontaktu. Sprzątanie dzięki nim staje się o wiele przyjemniejsze, a do tego dochodzi również sporo praktycznych funkcji, które sprawiają, że nasz dom lśni czystością bardziej niż przy standardowych metodach sprzątania. Nie inaczej jest w przypadku Jimmy PW11 Pro Max.
Bardzo się zdziwiłem po otwarciu pudełka z dzisiejszym bohaterem naszego artykułu – i to z powodu innego niż zazwyczaj. Wyciągam powoli wszystkie części z pierwszej warstwy, by odkryć kolejną. A pod nią… jeszcze jedną warstwę różnego rodzaju elementów i akcesoriów. Dopiero po wyjęciu wszystkiego zdałem sobie sprawę, jaki potencjał pod względem uniwersalności kryje to urządzenie. W końcu tak duża liczba końcówek pozwala na sprzątanie przeróżnych powierzchni – i nie tylko. Posegregowałem więc wszystko w jednym miejscu i po kolei przejrzałem, co ukazało się moim oczom. Na początek w moje ręce trafił bazowy moduł z wyświetlaczem i miejscem na akumulator – to on stanowi trzon urządzenia, do którego podłączamy resztę elementów. Pierwszą końcówką, jaką zauważyłem, była masywna szczotka z podwójnym, walcowatym wałkiem, przeznaczona do mycia podłóg. Kolejno pojawiła się końcówka typowo do odkurzania dywanów oraz rura, dzięki której można wydłużyć urządzenie i wygodniej manewrować w większych przestrzeniach.
Nie zabrakło też akcesoriów do pracy w kompaktowej formie – końcówki do tapicerki, ssawki szczelinowej czy elektrycznej szczotki do materacy. Gdzie to wszystko pomieścić? Producent przewidział i to – w dolnych warstwach pudełka znalazłem stację bazową, która oprócz funkcji, do których przejdę później, stanowi praktyczne miejsce na przechowywanie wszystkich końcówek. Każda z nich ma tam swoje dedykowane miejsce. Niespodzianką okazała się także mała buteleczka specjalnego środka chemicznego do mycia podłóg – niby drobiazg, ale bardzo cieszy, że producent zadbał i o ten detal. Co do jakości wykonania wszystkich elementów – sprzęt prezentuje się solidnie, a mimo swojej modularności sprawia wrażenie dobrze przemyślanego i trwałego. Pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne. Czas więc sprawdzić, jak Jimmy PW11 Pro Max radzi sobie w praktyce.
Zanim jednak przejdziemy do praktyki, warto zajrzeć do instrukcji i specyfikacji, by wiedzieć, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Przede wszystkim, żeby sprzęt działał, do modułu bazowego musimy podłączyć wyjmowany akumulator. W Jimmy PW11 Pro Max zastosowano baterię Samsung o dużej pojemności 4600 mAh, która pozwala na nawet 40 minut pracy przy odkurzaniu podłóg oraz do 80 minut w trybie odkurzacza ręcznego. W teorii powinno to w zupełności wystarczyć na wysprzątanie całego mieszkania – przekonamy się jednak w praktyce, jak wygląda to naprawdę. Sercem urządzenia jest wodoodporny, bezszczotkowy silnik IPX8 o mocy 460 W, wspierany przez napęd 110AW gwarantujący dużą moc ssania. Co więcej, inteligentny czujnik kurzu automatycznie reguluje siłę ssania w zależności od stopnia zabrudzenia, optymalizując zużycie energii, wydajność sprzątania oraz poziom hałasu. Na papierze robi to naprawdę spore wrażenie – wiemy już, z jakim „potworem” mamy do czynienia. Pora więc sprawdzić go w praktyce.
Na początek klasyka – samo odkurzanie. Wystarczy podpiąć odpowiednią końcówkę do modułu i można ruszać do akcji. Jimmy PW11 Pro Max od razu daje poczucie pełnej kontroli – dzięki przejrzystemu wyświetlaczowi LED widzimy pozostały czas pracy, tryb działania, a także informacje o poziomie zabrudzenia podłogi. To duże ułatwienie, bo od razu wiadomo, czy sprzęt pracuje na pełnej mocy, czy sam zmniejszył siłę ssania, oszczędzając energię. Całość uzupełnia jeszcze system komunikatów głosowych w pięciu językach, który krok po kroku podpowiada, jak zoptymalizować sprzątanie.
Co do samego odkurzania – przyznam szczerze, że nie widziałem jeszcze takiej mocy ssania. Mój czworonóg uwielbia zostawiać sierść w dywanie i do tej pory zawsze stanowiło to wyzwanie. Tutaj wystarczyło kilka przejazdów, by zbiornik na kurz momentalnie wypełnił się sierścią – co tylko pokazało, ile tak naprawdę zostało po poprzednich porządkach. Oprócz tego sprzątanie jest wyjątkowo wygodne – JIMMY PW11 Pro Max wyposażono w zabezpieczenie przed cofaniem się wody oraz możliwość położenia urządzenia niemal płasko pod kątem 180 stopni. Dzięki temu bez problemu dociera pod sofy, łóżka, krzesła i inne trudno dostępne miejsca, które zwykle są prawdziwym koszmarem przy tradycyjnym odkurzaniu.
Po odkurzeniu dywanu pora zadbać o podłogi. Jimmy PW11 Pro Max oferuje osobny tryb pracy dla podłóg i dywanów, który wybieramy bezpośrednio na wyświetlaczu LED – dzięki temu mamy pewność, że sprzęt dostosowuje moc i ruch szczotek do rodzaju powierzchni. Podwójne szczotki walcowe obracają się w obu kierunkach, zapewniając podwójną moc mopowania i większą elastyczność. Uporczywe plamy można dzięki temu łatwo usunąć, a podłoga pozostaje naprawdę czysta. Sprzęt samodzielnie rozprowadza czystą wodę na szczotkach walcowych, co umożliwia skuteczne mycie i wycieranie w jednym przejeździe. Oczywiście przed myciem należy uzupełnić zbiornik czystą wodą, bądź zmieszaną na przykład z środkiem dołączonym w zestawie. W przypadku trudniejszych zabrudzeń można skorzystać z ręcznego natrysku wodą – wystarczy nacisnąć przycisk, aby dodatkowa porcja wody trafiła na szczotkę, zwiększając siłę prania i pozwalając poradzić sobie nawet z mocno zabrudzonymi powierzchniami. Mopowanie z Jimmy PW11 Pro Max staje się dzięki temu szybkie, efektywne i… wręcz satysfakcjonujące.
Po zakończeniu sprzątania przychodzi czas na samooczyszczanie, które jest całkowicie niewymagające pracy rąk. Wystarczy umieścić odkurzacz na podstawie i nacisnąć przycisk – szczotka walcowa obraca się w obu kierunkach z dużą prędkością, dokładnie usuwając resztki brudu, włosy i kurz. Zbiornik na czystą wodę wykonano z antybakteryjnego materiału z jonami srebra, które wspomagają utrzymanie higieny i dbają o zdrowie na dłuższą metę. Na koniec urządzenie suszy gorącym powietrzem szczotkę walcową, ścieżkę powietrza i zbiornik na brudną wodę, co zapobiega powstawaniu pleśni i nieprzyjemnych zapachów, dzięki czemu sprzęt jest gotowy do kolejnego użycia. Sama podstawa również służy jako miejsce ładowania akumulatora, więc wszystko odbywa się w jednym miejscu – zarówno samooczyszczanie, jak i ładowanie i przechowywanie sprzętu.
W zestawie, jak wspominałem wcześniej, znajdziemy również inne końcówki, z których każda znajduje swoje własne zastosowanie – końcówkę do tapicerki, ssawkę szczelinową czy elektryczną końcówkę do materacy. Pierwszą i trzecią z nich wykorzystałem do odkurzenia auta po długiej podróży. Do tej pory do takich zadań służył mi stary odkurzacz przewodowy, myślę że wyglądowo dobrze wszystkim znany. Rezygnacja z kabla i kompaktowa forma Jimmy PW11 Pro Max okazały się prawdziwą rewolucją – sprzątanie samochodu stało się zarówno wygodniejsze, jak i szybsze. Końcówka do tapicerki z włosiem skutecznie zbiera brud, nie powodując żadnych uszkodzeń, a ssawka szczelinowa wchodzi tam, gdzie do tej pory nie było dojścia. Efekt? Auto od dawna nie było tak czyste. Z kolei elektryczna końcówka do materacy sprawdziła się znakomicie podczas odkurzania kanap ogrodowych – kompaktowa forma urządzenia sprawia, że sprzątanie jest po prostu przyjemne i łatwe, nawet w trudno dostępnych miejscach.
W codziennym użytkowaniu Jimmy PW11 Pro Max pokazuje wszystkie swoje mocne strony. Bezprzewodowa konstrukcja ułatwia sprzątanie nawet trudno dostępnych miejsc, moc ssania radzi sobie z sierścią zwierząt i cięższymi zabrudzeniami, a osobne tryby pracy dla podłóg i dywanów pozwalają maksymalnie dopasować urządzenie do powierzchni. Mopowanie jest szybkie i skuteczne dzięki podwójnym szczotkom walcowym i automatycznemu natryskowi wody, a po skończonej pracy samooczyszczanie i suszenie gorącym powietrzem sprawiają, że sprzęt jest gotowy do kolejnego użycia. Końcówki do tapicerki, szczelinowa czy do materacy zwiększają wszechstronność, pozwalając na sprzątanie auta, kanap ogrodowych czy trudno dostępnych zakamarków.
Jeżeli chodzi o minusy, to jedynym ograniczeniem jest wielkość całej stacji z akcesoriami. Trochę zajęło mi, zanim znalazłem odpowiednie miejsce na postawienie tego „centrum dowodzenia do spraw sprzątania”, jednak zdecydowanie warto wygospodarować dla niego przestrzeń w domu – wszystkie funkcje i wygoda użytkowania w pełni to rekompensują.
Sprzęty takie jak Jimmy PW11 Pro Max naprawdę robią różnicę w codziennym sprzątaniu. Łącząc w sobie funkcje odkurzacza, mopa i dodatkowych akcesoriów 5 w 1, podnoszą poprzeczkę do poziomu dotychczas niedostępnego dla klasycznych urządzeń. Bezprzewodowa konstrukcja, moc ssania, skuteczne mopowanie i system samooczyszczania sprawiają, że sprzątanie staje się nie tylko łatwiejsze, ale i przyjemniejsze. To sprzęt, który zdecydowanie zasługuje na miejsce w każdym domu, w którym liczy się czas, wygoda i naprawdę czysta podłoga. Cena? Model ten znajdziecie w wybranych sklepach za około 1700zł.