Emilia Romagna GP już za nami. Wyścig przyniósł wiele emocji. Mokry tor, wielu obracających się kierowców, a w końcu nawet przerwana seria. Wyścig chyba z największą ilością rozdanych kar dla kierowców. Zdecydowanie było to jeden, który warto obejrzeć.
Lewis Hamilton po raz 99. rozpoczął wyścig z pierwszego miejsca. Jednak już w pierwszych kilku sekundach oba Red Bulle zaczęły atakować, co pozwoliło Verstappenowi przejąć prowadzenie i nie oddać go do samego końca (z wyjątkiem jednego okrążenia po pit stopie). Prawdziwa walka działa się później już za jego plecami.
Drugi kierowca Red Bulla, Sergio Perez, rozpoczął na drugim miejscu. Po początkowym stadium spadł na czwarte. Wyprzedził go nie tylko zespołowy kolega, ale i Charles Leclerc (Scuderia Ferrari). Wydawało się, że są to straty, które można jeszcze odzyskać. Zwłaszcza, że właśnie w tym ustawieniu Nikolas Latifi wypadł z toru, a Mick Schumacher uderzył w ścianę przy wjeździe do pit lane’u to oczywiście musiało spowodować żółtą flagę i pojawienie się samochodu bezpieczeństwa. To w tym momencie Checo zapracował na swoją 10s karę. Wypadł bowiem z toru, w tym czasie zdążyło wyprzedzić go dwóch kierowców, których następnie on wyprzedził. Choć w trakcie żółtej flagi, wyprzedzanie jest zabronione.
Emilia Romagna okazała się również nieszczęśliwa dla kierowców Mercedesa. Niemniej w tym przypadku może bardziej słodko-gorzka. Lewis Hamilton w pogoni za Maxem Verstappenem po pit stopie popełnił błąd (!) i wyjechał na żużlową część toru, tym samym uszkodził również przednie skrzydło. Choć przez moment wydawało się, że może to być dla niego koniec wyścigu, Brytyjczyk wrócił na tor. Wyglądało to jednak jak pożegnanie z podium.
Los chciał jednak inaczej. Bowiem minuty później dwójka kierowców spowodowała całkowite przerwanie sesji. Valtteri Bottas i George Russell zderzyli się ze sobą na 34. okrążeniu. Wypadek wyglądał groźnie, a na torze pojawiło się mnóstwo części. Choć wypadek można określić jako zdarzenie wyścigowe, kierowcy biorący w nim udział mieli inne zdanie. Zwłaszcza zazwyczaj spokojny George Russell. Na szczęście obaj wyszli z tego bez szwanku, przynajmniej fizycznego.
Czerwona flaga okazała się jednak zbawienna dla Lewisa Hamiltona, którego samochód został w tym czasie naprawiony, a przed ponownym startem, podobnie jak reszta ominiętych kierowców, odzyskał stracone okrążenie. To pozwoliło mu ruszyć w szaloną pogoń z 9. miejsca, aby ostatecznie skończyć na drugim.
Włoskie Grand Prix przypadło też do gustu Lando Norrisowi (McLaren). Po wykasowanym czasie kwalifikacyjnym, młody kierowca wydawał się nieco zrażony. Jednak to go nie zatrzymało. Rozpoczął wyścig z 7. miejsca, spadł na 9. Nie poddał się i wkrótce dotarł do zespołowego kolegi na 5. miejscu Daniela Riccardo, wyprzedził go i oddalał się z solidnym tempem. Po udanym pit stopie Brytyjczyk jechał na 4. miejscu, po wypadku Hamiltona i wyprzedzeniu znajdującego się przed nim Ferrari, dotarł do drugiego miejsca. Walczył o nie dzielnie. Mimo to szybkość Mercedesa Hamiltona okazała się nie do pokonania dla młodego kierowcy. Daniel Riccardo skończył natomiast na 6. miejscu.
Choć nie pojawili się na podium, kierowcy Ferrari pokazali się również z dobrej strony. Wydaje się, że po zeszłorocznym dołku, Scuderia odbiła się od dna. Charles Lelerc i Carlos Sainz, pomimo zaliczonych obrotów na torze i poza nim, skończyli kolejno na 4. i 5. miejscu, co dodało zespołowi punktów w klasyfikacji konstruktorów. Charles Leclerc długo stawiał opór Mercedesowi Hamiltona, temu w końcu z pomocą DRS udało się minąć Monakijczyka.
Mniej szczęścia miał Aston Martin. W związku z problemami z hamulcami, kierowca rozpoczął wyścig z pit lane, otrzymał 10s karę za brak kół na 5 min przed startem, a ostatecznie musiał zjechać do boxu przed końcem. Jego zespołowy kolega, Lance Stroll nie miał aż takiego pecha i choć odczuwał podobne problemy z hamulcami, to uplasował się natomiast na 7. pozycji.
Pierwsze punkty w tym sezonie powędrowały na konta Kimiego Raikkonena (Alfa Romeo, 9. miejsce) i Estebana Ocona (Alpine, 10. miejsce). Pierwszą dziesiątkę na 8. miejscu uzupełnił Pierre Gasly, który od początku zaryzykował z oponami mokrymi, a nie przejściowymi jak reszta stawki. Ta decyzja kosztowała go kilka miejsc i sporo czasu, ponowny start pozwolił jednak na jego odrobienie.
Ostatecznie wyniki uplasowały się następująco:
Dzisiejsze wyniki utrzymały Mercedes na prowadzeniu w klasyfikacji konstruktorów. Różnica między nimi a Red Bullem wynosi tylko 7 punktów, a to na prawdę niewiele. Możemy spodziewać się interesującego sezonu. Następny wyścig odbędzie się w Portugalii 2. maja.
Najciekawsze fragmenty wyścigu możecie obejrzeć tu:
Ilustracja wprowadzenia: formula1.com