Assassin's Creed Mirage

Assassin’s Creed Mirage – recenzja gry. Kiedyś to było

Wytrawnym graczom ciągle brakuje tych starych, dobrych „Asasynów”, ale przecież marzenia się spełniają, prawda? Ubisoft postanowił dać nam to, o co prosiliśmy od dawna i stworzył Assassin’s Creed Mirage. A przynajmniej się starał…

Gdy kilka lat temu Valhalla wylądowała na rynku gier okazała się być naprawdę dobrą częścią kultowej już serii, jaką bez zwątpienia jest Assassin’s Creed. Ubisoft postawił na otwarty świat i mnóstwo aktywności co przełożyło się na długie godziny zabawy w doborowym towarzystwie. Spora doza wikińskich klimatów i mitologii nordyckiej podbiła serca graczy. Dzięki temu gra była rozwijana po premierze przy pomocy dużych rozszerzeń, a nowi bohaterowie otrzymywali kolejne misje, gdzie grali pierwsze skrzypce. Gra miała także otrzymać jeszcze jedno duże DLC, koncepcja jednak się zmieniła i z małego dodatku powstała mała gra — Assassin’s Creed Mirage.

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Z okazji 15-lecia serii Assassin’s Creed Ubisoft postanowił jednak zaspokoić wszystkich tych, którzy tęsknili za korzeniami serii. Fani starej szkoły Asasynów już trzymali w rękach popcorn. Nadarzyła się ku temu bowiem doskonała okazja. Jeden z bohaterów Assassin’s Creed Valhalla zdawał się być idealnym kandydatem na nowego Altaira. Pochodził z Bliskiego Wschodu, był tajemniczy, jego wątek był pełen zwrotów akcji! Jego przeszłość była w dużej mierze nieznana, w łatwy sposób można było więc wypełnić te puste karty nową, angażująca historią. Można by….

Zabiliście kurę znoszącą złote jajka

Niestety, historia pokazana w Mirage ma niewykorzystany potencjał. Miało być więcej opowieści o Zakonie, ale to zaledwie pozory. W tej grze śledzimy losy Basima, który żyje na terenie Bagdadu z IX wieku naszej ery. To niewątpliwe nawiązanie do pierwszej odsłony serii. Jeśli graliście zaś w Valhallę, to doskonale znacie Basima, którego ścieżki skrzyżowały się ze ścieżkami Eivor. Pomimo wszystko Basim z Valhalli i Basim z Mirage to dwie zupełnie różne osoby.

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Zobacz również: Apex Legends nawiązuje współpracę z Post Malone!

Mirage skupia się na opowiedzeniu historii młodego Basima, którego wychowała ulica i który dopiero staje się raczkującym członkiem bractwa Ukrytych pod skrzydłami Roshan (mówiącej głosem Shohreh Aghdashloo — Renfield, Stewardesa). Szczerze mówiąc wygląda on tutaj jak połączenie Ezio Audiotre da Firenze, Edwarda Kenwaya, Arno Doriana i Jacoba Frye’a (nawet z wyglądu) z… disneyowskim Aladynem. Lecz ani on groźny, ani zabawny. W wielu poprzednich odsłonach serii twórcy starają się nas w jakiś sposób zaskoczyć, pokazując przykre losy głównego bohatera, ale w przypadku Mirage ta próba wychodzi dość kiepsko. Ot, kolejny schemat — od zera do bohatera.

Fabularna klapa

Szybko dostajemy nieco absurdalny twist fabularny, który nie zrobi na graczach większego wrażenia. Początek gry jest raczej, nie bójmy się tego słowa, nudny. I niestety, dalej nie jest lepiej. Przez wiele godzin trudno znaleźć coś naprawdę ciekawego, a na samym początku rozgrywki trudno się nawet wczuć w tę historię. Osobiście łapałam się na tym, że przez kilka kolejnych dni odpalałam ten tytuł po to, żeby zrobić jedną czy dwie z misji z rozbudowanego drzewka, a często musiałam zaczynać je po kilka razy, co sztucznie wydłuża rozgrywkę.

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Naszym głównym celem jest szukanie członków Zakonu i eliminacja ich. Niestety, fabularnie to słabo uzasadnione. Nie wiemy nawet, dlaczego Zakon jest zły. Słyszymy stwierdzenie w stylu: „to złe typy, coś knują, chcą tajemniczy artefakt – więc po prostu ich wyeliminuj”. Nie ma problemu, dajcie mi tylko jakieś ostrze i to ogarnę. Nie jestem w stanie wymienić żadnej postaci pobocznej, która miała jakiś charakter. Zabijanie celów jest powtarzalne. Dopiero pod koniec dzieje się coś interesującego, ale to zdecydowanie za mało.

Może sosik uratuje to danie?

Jak wypadają pozostałe elementy gry? Nijak. Aktywności poboczne ograniczają się do szukania rzeczy, skrzyń, zwiedzania historycznych miejsc i wykonywania zadań typu „ukradnij cenny przedmiot” czy rozwiązania zagadki środowiskowej by położyć na nim łapy. Ale… momencik… to brzmi jakoś znajomo. No tak! To chyba tutaj twórcy „wrócili do korzeni”! A tak serio… nie ma tu zbyt ciekawych zadań pobocznych. To tylko opcjonalne aktywności w krótkiej grze, ale i tak mogłyby być bardziej rozbudowane. Główne misje niestety też nie powalają. Celem większości zadań jest przedostanie się do wyjątkowo podobnych miejsc, które, oczywiście, są świetnie strzeżone. Dostajemy co prawda różne cele, jak „ukradnij klucze od strażnika” lub „podsłuchaj”, ale to się szybko nudzi. Każda główna misja wygląda praktycznie tak samo, i to jest prawdziwa bolączka tej gry.

Kiedyś to było

Oprócz podobnych swojej formie misji jest jeszcze kilka rzeczy, które twórcy garściami zaczerpnęli z poprzednich części. Wraca znany i lubiany parkour, teraz można skakać po tyczkach i rozwalać drewniane przeszkody. Powraca także znany system wtapiania się, nie tylko w otoczenie, ale i w krążące po mieście grupy społeczne. Nieprzestrzeganie zasad sprawi, że aktywuje się pasek rozgłosu, a mieszkańcy zaczną przeraźliwie krzyczeć na wasz widok i szukać najbliższego strażnika, ach ci konfidenci… System ten bazuje na tym, co znamy od czasów „dwójki”. Jak go pozbyć się tej złej sławy?

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Zobacz również: Karty graficzne, o których nie miałeś pojęcia. Dziwne i jedyne w swoim rodzaju

Niszcząc plakaty, posiadające jakże brzydką animacje zrywania wizerunku, lub przekupując munadi, czyli takich lokalnych herlodów. Ale… żeby nie było tak słodko i kolorowo. Żeby skorzystać z usług wszystkich wymienionych grup musicie mieć walutę. I to nie byle jaką. Inne monety gwarantują wam współpracę z bandami, a inne z munadi. Takie tam wewnątrz growe waluty.

Wpadło Ci coś do oka?

Pora poruszyć temat smaczków. Każdy gracz ma możliwość odpalenia z poziomu menu specjalnego niebieskawo-zielonkawego filtra. Sprawi, że poczujecie się jakbyście grali w „jedynkę” – to dopiero powrót do korzeni. Na tych, którzy skusili się na wersję Deluxe czekać będą natomiast skórki i przedmioty inspirowane serią Prince of Persia, dzięki której Assassin’s Creed miało w ogóle szansę powstać. Zdradzę wam sekret — gra ma także ciekawe mechaniki rodem z Księcia Persji, ale to musicie odkryć sami.

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Wybór? A po co? A komu to potrzebne?

Podstawowy koncept gry jest… ok. Podczas rozgrywki w Assassin’s Creed Mirage odczuwa się, że gra nie zostawia nam wyboru. Jesteśmy zmuszeni do cichej eliminacji wrogów, bo tak zaplanowali to scenariusz. Twórcy zadbali, aby każdy błąd był surowo karany, czytajcie: każda próba oderwania się od z góry zamierzonego schematu. Jeśli zostaniemy zauważeni i zaatakowani przez grupę w dobrze strzeżonej twierdzy, szybko przegramy. Walka w zwarciu jest trudna, więc lepiej unikać starć. System jest dość sztywny i utrudnia zabawę, pomimo że w czasie treningów w twierdzy wydawałby się prosty (widzisz złoty kolor — parujesz, widzisz czerwony — uciekasz).

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

Lecz sekunda opóźnienia, zamyślenia się to dla Basima wyrok śmierci. Nawet na normalnym poziomie trudności kilku przeciwników potrafi nas zdominować, a dosłownie trzy uderzenia zabić, nie wspominając już o opancerzonych przeciwnikach, którzy stanowią prawdziwe wyzwanie.

No nawet się uśmiechnęłam

Mimo powyższych wad jest coś, co w Mirage przypadło mi do gustu — Bagdad. Choć wielu narzeka, że jest mały i niewiele w nim do zwiedzania, dla mnie jest w piękny. Znajdziecie tu różne dzielnice, które ukrywają interesujące miejsca. Są też obrzeża, choć przeważają pustynne tereny. Udało się oddać ducha starożytnego bliskowschodniego miasta.

Skakanie po dachach jest naprawdę przyjemne, a grafika wypada dobrze. Nie zabrakło tutaj jednak kilku błędów technicznych (dostrzeżonych w wersji na PlayStation 5) takich jak: widoczne kanciaste cienie pod postaciami, lewitujące postaci i zwierzęta, brak odpowiednich przestrzeni między obiektami co wpływa na klinowanie się Basima, czy momentami kiepskawa praca kamery.

fot. kadr z gry Assassin’s Creed Mirage

To nie gra, której szukacie

Podsumowując, Assassin’s Creed Mirage nie jest grą, na którą liczyliśmy. Nie jest jednak złą grą. Może i skoncentrowano się na skradaniu i skrytobójczych elementach rozgrywki, ale taka jest natura Asasynów i te elementy akurat działają całkiem dobrze. Niestety, reszta gry zawodzi. Fabuła  praktycznie nie istnieje, wszelkie aktywności okrojone, a misje są monotonne. Ta gra pozostawia po prostu uczucie niedosytu. Przyznam, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Basima w Vallhali pomyślałam sobie „O! Wygląda jak Ezio w Revelations!” I chyba czegoś takiego w głębi duszy się spodziewałam — mimo wszystko dużego projektu, wykonanego z miłością przez mniejszy oddział Ubisoftu, który dorzuci swoje 5 groszy i tchnie nowego ducha do starej serii.

Zobacz również: Assassin’s Creed Mirage – recenzja gry. Nowy AC II w domu…

No cóż, liczyłam na drugie Assassin’s Creed Revealtions, a otrzymałam bazarowy klon „jedynki”. Dla fanów serii to pomimo wszystko pozycja obowiązkowa — polecam sprawdzić i ocenić samemu. Nie łudźcie się jednak, nie nakręcajcie niepotrzebnie, bo możecie się zawieść — jak spora część graczy, w tym ja. Ubisoft — a trzeba było zostawić Basima w spokoju i wydać czwarte DLC do Valhalli.


Ilustracja wprowadzenia: screen z gry Assassin’s Creed Mirage

Miłośniczka nowych technologii i kreatywnych rozwiązań. Specjalistka od serii Assassin's Creed. W wolnych chwilach zajmuje się fotografią.

Dodaj komentarz

Wejdź do świata filmów i seriali na:

Movies Room logo