Dla niewtajemniczonych: CoD Zombies to klasyczny tryb gry, które wielokrotnie występował w grach z serii Call of Duty. Tradycyjnie w tych produkcjach była dość krótka i prostolinijna kampania dla jednego gracza (czasem dostępna też w co-opie), multiplayer oraz jakiegoś rodzaju tryb kooperacyjny. Bywało, że było nim przetrwanie lub jakieś dodatkowe misje dla dwóch graczy (spec ops). Najpopularniejsze było zdecydowanie Zombies. Od momentu pojawienia się w World at War, zaraz po skończeniu kampanii, kiedy to gra wrzucała nas do opustoszałego budynku na jakimś lotnisku. Niemal każdy, kto trzymał wtedy pada lub sterował postacią za pomocą myszki i klawiatury, był totalnie zaskoczony. Nagle zza okien dobijają się nieumarli, a w dłoni trzymamy jedynie M1911. To wówczas zostaliśmy zaznajomieni z konceptem broni na ścianach, tajemniczą skrzynką czy choćby Ray Gunem.
Wraz z biegiem czasy wychodziły DLC do tej odsłony CoD-a, w których gracze otrzymywali mapy do multi oraz nowe mapy do Zombies. W Verruckt deweloperzy dali nam perki – napoje do kupienia w trakcie rozgrywki, które zapewniały dodatkowe atuty, aż do momentu powalenia przez wrogów. Shi No Numa przedstawiła Wunderwaffe DG-2, czyli pierwszą prawdziwą Wonder Weapon, która jednym pociskiem zabijała całe gromady nieumarłych. Der Riese natomiast wprowadziło Pack-a-Punch – możliwość ulepszania broni, która zrewolucjonizowała rozgrywkę.
Na początku jedynie Treyarch zajmowało się Zombies, dlatego po CoD 5, gdy pojawiło się MW2, gracze nie otrzymali nic nowego związanego z tym trybem. Rok później pałeczkę znów oddało Infinity Ward i pojawił się Black Ops, który przedstawił światu Zombies na zupełnie nową skalę. Już na samym starcie dostępne były dwie mapy. Kino der Toten, czyli nieco rozbudowane Der Riese, a także Five – fale nieumarłych w Pentagonie odpierane m.in. przez JFK oraz Fidela Castro. Do tego jeszcze Operacja Sztywniak – ukryty tryb gry, który był arkadówkowym spojrzeniem na zombies. Przełom nastąpił wraz z pierwszym DLC do Black Ops. Mapa Ascension wydawała się po prostu nową, ciekawą opcją dla graczy. Kosmiczne małpki kradnące perki, lądowce do szybszego przemieszczania się.
Jednak to nie było wszystko. Ci bardziej dociekliwi odkryli, że pojawił się easter egg. Ukryte zadanie fabularne, które wymagało od graczy spełnienia kilku kroków, aby je ukończyć. Od tamtego czasu na wszystkich kolejnych mapach pojawiał się jakiś easter egg. W ten sposób Zombies otrzymało linię fabularną, która śledziła historię czwórki bohaterów, których w trakcie rozgrywki mogli kontrolować gracze. Doktor Edward Richtofen, Tank Dempey, Nikolai Belinski oraz Takeo Masaki – to właśnie oni mieli być w centrum uwagi przez nadchodzące lata.
Nie będę się już zagłębiał w wątek fabularny, ponieważ to już materiał na zupełnie inny artykuł, albo godzinny film. Chodzi o to, że po Black Opsie faktycznie zaczęła się mania na punkcie Zombies. Po roku przerwy spowodowanym MW3 nadszedł czas na BO2. Dalszy rozwój fabuły, nowe mechaniki i świetne mapy. Do dziś Mob of the Dead czy Origins pozostają w pamięci fanów, jako jedne z najlepszych. Wtedy też otrzymaliśmy wielki finał fabuły. Przynajmniej tak się wydawało.
Activision uznało, że Call of Duty będzie produkowane przez 3 różne studia w trakcie 3-letniego cyklu. Pojawiło się Ghosts od Infinity Ward, które próbowało wprowadzić coś nowego jako tryb kooperacyjny. Tak powstało Extinction, które faktycznie było czymś nowym. Dotychczas nie było przecież kosmitów w CoD. Nie był to jednak do końca udany eksperyment. To samo można powiedzieć o Exo Zombies w Advanced Warfare od Sledghammer. Ta próba własnej interpretacji klasycznej rozgrywki nie spodobała się graczom z wielu powodów. Jednym z nich na pewno były egzoszkielety, które niezbyt pasują do tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Wówczas swoją kolej otrzymało Treyarch. Black Ops III pokazało, jak to się robi. Ta gra to raj dla fanów Zombies. Naprawdę znakomite mapy, odświeżona historia i pakiet DLC z ośmioma lokacjami z przeszłości w odnowionej szacie graficznej. To był prawdopodobnie szczytowy moment dla Zombies. Społeczność rosła i jednoczyła się. Ściganie się, kto pierwszy odkryje easter egga na nowych mapach, speedruny, współprace największych youtuberów w akcjach charytatywnych czy Mistrzostwa Świata Zombies. Wtedy Zombies to było naprawdę coś.
Później przyszła pora na Infinite Warfare, które miało swoje plusy, ale całościowo jednak zawiodło. Tak samo jak WW2 Zombies, które było nudne i szare. Dosłownie te dwa słowa wystarczą, aby opisać tę grę. Dwa lata posuchy niemal zabiły tę społeczność, któa przecież jeszcze niedawno była na fali. Przy życiu trzymałą nadzieja, że Black Ops 4 od Treyarch nie zawiedzie.
BO4 łącznie wypuściło aż 8 map. W tym nowe wyobrażenia kilku klasycznych map. Niby wszystko fajnie, ale tak się tylko wydawało. Treyarch próbowało pociągnąć w jednym czasie dwie linie fabularne. Kończyła się historia, która była z nami od 10 lat. Dodatkowo zaczęła się nowa, zupełnie niepowiązana z tamtą. Sprawdziło się to, że lepsze jest wrogiem dobrego. Treyarch chciało za dużo i w rezultacie obu fabułom czegoś zabrakło. Nowe mechaniki i mapy były bardzo nieudane. Ze studia odszedł wieloletni dyrektor kreatywny Jason Blundell. Wszystko zaczęło się sypać. Przez chwilę wydawało się, że BO Cold War może to naprawić, lecz ostatecznie się to nie powiodło. Gwoździem do trumny było Vanguard. Grę produkowało Sledgehammer, ale trybem Zombies miało się zająć Treyarch. Nie udało się odkupić win. Tryb kooperacyjny w nowej części CoD-a można nazwać jedynie nieporozumieniem. Zombies zatraciło wszystko, co czyniło je wyjątkowymi. Ma to odzwierciedlenie wśród graczy. Mało kto nadal spędza czas przy tym trybie. Mało kto interesuje się tym, że na dniach pojawią się nowe zadania, nowa mapa oraz powrócił Ray Gun. Możliwe, że jesteśmy świadkami końca trybu, przy którym miliony osób spędzało niezliczone godziny przez ostatnich kilkanaście lat. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i czy nie będzie już za późno.
Ilustracja wprowadzenia: zdjęcie ekranu z gry Call of Duty: World at War