HyperX od lat kojarzy się ze sprzętem tworzonym typowo dla graczy – od solidnych klawiatur, przez słuchawki, aż po myszki, których oferta jest naprawdę rozbudowana. W pierwszym kwartale tego roku producent dorzucił do niej dwa świeże modele: Pulsefire Saga i Pulsefire Fuse. Dwa zupełnie różne podejścia do grania, dwa różne gryzonie – pytanie tylko jedno: która z nich jest lepsza? Spróbujemy to rozstrzygnąć w dzisiejszym porównaniu.
Do testów trafiły do mnie dwa zupełnie różne modele – Pulsefire Saga w wersji przewodowej oraz Pulsefire Fuse w wersji bezprzewodowej. Przyznam, że na początku byłem tym nieco zaskoczony, ale szybki research rozwiał wątpliwości – przewodowa i bezprzewodowa wersja Sagi różnią się od siebie naprawdę niewiele, więc porównanie nadal ma sens. (Dla sprecyzowania, Fuse dostępna jest tylko w wersji bezprzewodowej). Skupmy się jednak na tym, co mam fizycznie na biurku. Na pierwszy rzut oka widać różnicę już w samych pudełkach – opakowanie Sagi jest niemal dwa razy większe od tego, w którym dostajemy Fuse. Skąd taka dysproporcja? Odpowiedź pojawiła się od razu po otwarciu. Fuse to prostszy model – przynajmniej pod względem budowy zewnętrznej – podczas gdy Saga oferuje mnóstwo wymiennych elementów: od kopuły, przez obudowy i przyciski, aż po dodatkowe ślizgacze. Ta modularność pozwala spersonalizować myszkę pod własne potrzeby, czego w Fuse po prostu nie uświadczymy – tu działamy na tym, co przygotował producent.
Sam design obu gryzoni nie różni się znacząco – Saga jest minimalnie szersza, natomiast Fuse sprawia wrażenie nieco dłuższej. Scroll i dwa boczne przyciski wyglądają niemal identycznie. To, co wyróżnia Fuse, to boczne panele – delikatnie chropowate, przypominające carbon fiber. W dotyku sprawdza się to świetnie, daje pewniejszy grip i przełamuje jednolity design obudowy. Na spodzie myszek różni się ułożenie ślizgaczy (możecie to zobaczyć na zdjęciach), a Fuse dodatkowo ma otwierany przedni panel z miejscem na baterię i odbiornik USB. Nie jest jednak to nic szczególnego, bowiem w wersji bezprzewodowej Sagi rozwiązano to identycznie.
Technologie i sensory – co kryje się wewnątrz?
Budowa zewnętrzna za nami – tam nie było aż tak wiele do porównywania. Jednak gdy zajrzymy w głąb myszek, różnice robią się naprawdę istotne. Serce każdej myszki to oczywiście sensor, a w przypadku HyperX Pulsefire Saga i Pulsefire Fuse mówimy o dwóch zupełnie innych konstrukcjach.
Saga korzysta z topowego HyperX 26K (PixArt PAW3395) – to sensor z najwyższej półki, który znajdziemy w wielu profesjonalnych myszkach e-sportowych. Oferuje DPI do 26 000, co w praktyce oznacza ogromną elastyczność ustawień i możliwość gry na bardzo wysokich rozdzielczościach. Oczywiście, większość graczy używa wartości w okolicach 800–1 600, ale wysoki zakres daje większe pole manewru. Do tego dochodzi prędkość śledzenia 650 IPS – im wyższa, tym lepiej, bo myszka nie „gubi” ruchów nawet przy gwałtownych szarpnięciach. Przyspieszenie 50 G sprawia, że urządzenie reaguje na nagłe zmiany kierunku bez najmniejszego opóźnienia, co jest szczególnie ważne w szybkich shooterach. No i wreszcie polling rate do 8 000 Hz – częstotliwość, z jaką mysz komunikuje się z komputerem. Standard to 1 000 Hz (który mamy w wersji bezprzewodowej Sagi), więc tutaj mamy e-sportowy poziom, który przy monitorach 240 Hz i wyżej daje naprawdę wyczuwalnie płynniejszy ruch kursora.
Fuse natomiast to już zupełnie inna liga – bardziej przystępna i casualowa. Znajdziemy tu sensor PixArt PAW3311, oferujący DPI do 12 000 – w zupełności wystarczające dla większości graczy, choć nie daje już takiej swobody ustawień jak Saga. Prędkość śledzenia 300 IPS jest o połowę niższa, co w codziennym graniu nie robi dużej różnicy, ale przy bardzo szybkich ruchach, typowych dla dynamicznych FPS-ów, może być odczuwalne. Podobnie jest z przyspieszeniem 35 G – wystarcza w grach, ale nie daje tej samej „agresywnej” reakcji co 50 G w Sadze. Polling rate 1 000 Hz to standard dla większości bezprzewodowych konstrukcji – w zupełności wystarczający, choć w bezpośrednim porównaniu Saga wypada po prostu szybciej i bardziej responsywnie.
Patrząc na suche liczby, widać wyraźnie, że Pulsefire Saga jest sprzętem z wyższej półki, tworzonym z myślą o wymagających graczach i e-sporcie, podczas gdy Fuse to bardziej uniwersalna myszka dla osób, które cenią sobie wygodę i nie potrzebują aż tak ekstremalnych parametrów.
W tym akapicie bierzemy pod lupę tylko wersje bezprzewodowe, ponieważ to one mają różnice w kwestii baterii i sposobu łączności, które znacząco wpływają na komfort użytkowania.
W przypadku wersji bezprzewodowych Pulsefire Fuse Wireless i Pulsefire Saga Wireless oba modele oferują łączność przez odbiornik USB 2,4 GHz oraz Bluetooth, co daje użytkownikom wygodę podłączania do różnych urządzeń bez konieczności korzystania z dedykowanego odbiornika. Jeśli chodzi o czas pracy na baterii, Saga Wireless może działać nawet do 90 godzin na jednym ładowaniu, oferując nieco dłuższą żywotność niż Fuse Wireless, która wytrzymuje do około 85 godzin.
Pod względem podświetlenia mamy drobne różnice wynikające z nieco innej budowy obu myszek. W Pulsefire Fuse podświetlony jest lekko przedni panel oraz scroll, co nadaje urządzeniu subtelny, nowoczesny charakter. Z kolei w Pulsefire Saga uwagę przyciąga środkowy pasek myszki, który mieni się różnymi kolorami, a także podświetlenie scrolla — dzięki temu wygląda to bardzo efektownie, a jednocześnie nieprzesadnie. Podoba mi się, że w obu modelach podświetlenie jest stonowane i nie obejmuje całej powierzchni myszki, tylko wybrane akcenty, co świetnie komponuje się na stanowisku gamingowym.
Obie myszki współpracują z oprogramowaniem HyperX NGENUITY, które daje szerokie możliwości personalizacji. W programie możemy między innymi dostosować kolory i efekty podświetlenia RGB, zaprogramować funkcje przycisków, tworzyć makra i profile dostosowane do różnych gier czy aplikacji, a także regulować czułość DPI, dostosowując myszkę do własnych preferencji i stylu gry. Personalnie uważam, że jest to jedno z najlepszych oprogramowań do personalizacji sprzętu na rynku.
W tym teście Fuse była wersją bezprzewodową, ale nie biorę tego pod uwagę, bo Saga również występuje w wersji bezprzewodowej — więc porównanie ergonomii i komfortu opieram wyłącznie na konstrukcji i kształcie myszy.
Myszki testowałem głównie w grach strzelankowych, takich jak CS:GO, w których szybkość i precyzja jest bardzo ważna. Dzięki małej wadze obu myszek zakres ruchów i ślizgu był bardzo płynny.
Pulsefire Saga rzeczywiście dysponuje lepszym i bardziej responsywnym sensorem.Sam klik przycisków głównuych również jest cichszy i bardziej subtelny. Przekłada się to na większą precyzję w szybkich i wymagających ruchach. Jednak Pulsefire Fuse wcale nie odstaje — jej sensor również jest solidny i sprawdzi się dobrze w większości sytuacji gamingowych.
Co naprawdę wyróżnia Fuse, to jej symetryczna budowa i lepszy grip, które znacząco podnoszą komfort podczas dłuższych sesji gamingowych. Mysz lepiej leży w dłoni, a faktura bocznych paneli zapewnia pewniejsze trzymanie, co w moim odbiorze jest dużą zaletą.
Cenowo obie myszki są do siebie bardzo zbliżone — Pulsefire Fuse Wireless kosztuje około 250 zł, Saga przewodowa to wydatek rzędu 230 zł, a za Sagę w wersji bezprzewodowej trzeba zapłacić około 350 zł. Różnice nie są więc ogromne, szczególnie biorąc pod uwagę segment gamingowy.
Co więc wybrałbym po przetestowaniu obu modeli? Zdecydowanie wersję bezprzewodową — jeśli istnieje możliwość ograniczenia liczby kabli na biurku i zwiększenia komfortu podczas grania, dla mnie jest to zawsze krok w dobrą stronę. A która z nich? Osobiście skłaniałbym się ku Fuse, mimo słabszego sensora. Powód jest prosty — panele boczne i ogólny kształt zapewniają zdecydowanie lepszy grip, co przekłada się na wygodę w dłuższych sesjach gamingowych.
Jednak nie można pominąć faktu, że Saga ma przewagę pod względem modularności i bardziej dopracowanego sensora, co z pewnością przypadnie do gustu bardziej wymagającym graczom, dla których liczy się każdy, nawet najmniejszy detal wpływający na precyzję. Kwestia tego, na cym Wam bardziej zależy.