Po drobnych problemach przy wyciąganiu (bardzo trudno jest przynajmniej lekko go nie pobrudzić z racji braku odpowiedniej asekuracji) moim oczom ukazała się niezwykle smukła konstrukcja, gdzie wyświetlacz umieszczono na metalowej płycie, stanowiącej jednocześnie obudowę samego telewizora. Zamontowanie go na dwóch specyficznych metalowych nóżkach nie sprawiło mi już z kolei większych problemów. Poza wszelakimi odpowiednimi dokumentami i instrukcją, w zestawie pojawia się oczywiście pilot (o którym napiszę więcej nieco później…) i wszelkie potrzebne akcesoria. Wszelka elektronika została dyskretnie ukryta, zaś całość wieńczy zestaw diod Ambilight. Ogólnie rzecz biorąc, mamy do czynienia z niezwykle eleganckim designem, który jednak nie próbuje być przesadnie efekciarski.
Jeśli chodzi o ogólną funkcjonalność, na pewno mogę pochwalić bardzo responsywne i pełne przydatnych funkcji Smart TV. Co prawda już na starcie niepotrzebnie zaśmiecono go wieloma śmieciowymi aplikacjami, których mało kto użyje, ale to raczej kropla w morzu. O wiele ważniejsze jest dla mnie na przykład to, że oprogramowanie od Google umożliwia zainstalowanie masy przydatnych aplikacji – co pod tym kątem daje mu nadal sporą przewagę nad, dajmy na to, telewizorami Hisense. Stosunkowo nieprzyjemnym kontrastem jest niestety bardzo kiepskiej jakości pilot. Działający na podczerwień relikt przeszłości sprawia wrażenie, jakby producenci się z czymś nie wyrobili i na ostatnią chwilę wrzucili do produkcji coś, co zdecydowanie nie powinno się w tym zestawie znaleźć. Patrząc na całość nie jest to może element, który deprecjonuje sprzęt, ale mimo wszystko jest pewną mało przyjemną rysą.
Bardzo odpowiada mi również konstrukcja ustawień obrazu. Dawno nie obsługiwałem tak intuicyjnie rozmieszczonych opcji. Łatwo pobawić się funkcjami ekranu, czy to dobierając tryb Filmmaker do seansu, czy HDR Gra pod sesyjkę na PlayStation 5. Bardzo dużym plusem jest stosunkowo proste regulowanie poziomu czerni i innych przydatnych możliwości. A jest czym się bawić – w końcu mamy do czynienia z matrycą OLED o rozdzielczości 4K i częstotliwości odświeżania ekranu 120 Hz. W połączeniu z szeroką paletą kolorów doprawdy niewiele jest modeli na rynku, które mogłyby z nim konkurować.
Wszystko powyższe sprawia, że obraz jest niezwykle naturalny. I mówimy tutaj zarówno o oglądaniu filmów na czele z takimi wizualnymi popisami jak Władca Pierścieni czy Avatar, jak i rozgrywce w Horizon Forbidden West i God of War Ragnarok. Obraz utrzymuje przejrzystość, nie wyostrzając się specjalnie przy tym, co zapewnia tak potrzebny balans. Efekt zwieńczony jest przez trójstronne Ambilight. Ustawione na tyłach i po bokach LED-y RGB szczególnie efektownie widać w godzinach nocnych przy zgaszonym świetle. I perfekcyjnie komponują się z danym obrazem. Efekty audio również dawały radę, choć audiofile z pewnością odszukają odpowiadający im soundbar.
Podsumowanie: Choć z żalem nie mogę powiedzieć, że Philips 55OLED707 jest telewizorem idealnym, wcale nie wylądował daleko. To znakomity model w swojej kategorii. Ma wiele czysto gamingowych zalet, jak i atutów, które doceni fan filmów i seriali, nielubiący przy tym koniecznie wychodzić specjalnie z domu, by obejrzeć coś w najwyższej jakości. Trafiony tryb Ambilight dodatkowo sprawiał, że mniej się męczyłem przy dłuższych kilkugodzinnych posiedzeniach. Nie jest to już najtańszy model, ale pod kątem stosunku ceny do jakości nie mam absolutnie żadnych uwag.