Jak na smartfon z segmentu premium przystało, Huawei P50 Pro prezentuje się zjawisko. Ważnej jest tu zastosowanie wysokiej jakości materiałów, przez co cała bryła już od pierwszej chwili, gdy weźmiemy telefon do ręki, sprawia wrażenie niezwykle solidnej – nic nie trzeszczy, a duża tafla szkła plus małe ramki (około 90% pokrytej powierzchni przez ekran) potęgują pierwsze „wow”. Obudowa z boku została zrobiona z aluminium, co wzmacnia konstrukcję, a tył to solidne tworzywo sztuczne. No właśnie, plecki prezentują się ślicznie (śliska i błyszcząca powierzchnia oscylująca miedzy złotem a srebrem), ale tylko do pierwszego kontaktu – lekkie dotknięcie palcem i czas pryska. Plecki nieziemsko szybko się brudzą, przez co niezbędne staje się używanie jakiego etui. A z tyłu mamy jeszcze do czynienia z wyspą aparatów składająca się z dwóch okręgów – i jak dla mnie to jedna z ładniejszych wysp z obecnych na rynku smartfonów. Cały telefon może zdawać się dość spory (158,8 × 72,8 × 8,5 mm), jednak zaokrąglone krawędzie skutecznie „zmniejszają telefon”. Waga dla mnie była okej, choć 195g to wcale nie jest tak mało. Konstrukcję można naprawdę polubić.
Jeśli zaś chodzi o sam ekran, to Huawei P50 Pro również prezentuje najwyższą półkę. Mamy tu bowiem do czynienia z wyświetlaczem OLED o przekątnej 6,6 cala i rozdzielczości maksymalnej 2700 × 1288 pikseli. Do tego możemy skorzystać z odświeżania do 120 Hz, co przekłada się na niezwykłą płynność działania. Częstotliwość odświeżania możemy ustawić według własnego uznania – może to być 60 Hz, 120 Hz albo adaptacyjne, czyli dostosowujące się wraz zapotrzebowaniem. Obraz na wyświetlaczu jest bezbłędny i świetnie oddaje kolory, zwłaszcza czerń. Jasność w słoneczne dni również jest wystarczająca i nie miałem żadnych problemów z widocznością wyświetlanej zawartości. Możemy tu też skorzystać z opcji Zawsze na ekranie, dzięki czemu nawet po wygaszeniu telefonu nadal wyświetlana będzie mała belka ze spersonalizowanymi przez nas treściami (może to być godzina, dzień czy procent naładowania). Opcji personalizacji ekranu jest całkiem sporo.
Przy omawianiu Huawei P50 Pro nie można nie wspomnieć o oprogramowaniu, w końcu brak usług Google to największa bolączka chińskiego producenta. A przynajmniej tak mogłoby się zdawać, bo od premiery dwa lata temu „bezgooglowego” P40 sporo się pozmieniało. Huawei od kilku lat intensywnie rozwija swój AppGallery, który urósł już do pokaźnych rozmiarów. Można znaleźć tam masę przydatnych i praktycznych aplikacji, a także sporo gier. Nie ma obecne problemu na przykład z aplikacjami bankowymi, bo już chyba każdy bank w Polsce wydał swoją apkę na HMS. Do tego sam Huawei proponuje sporo zastępczych rozwiązać, które zaczynają dorównywać poziomem tych googlowych – patrz Mapy Petal. Huawei Mobile Services naprawdę urósł w siłę.
Nadal oczywiście brak oryginalnie wgranych usług Google może wiele osób odstraszać, bo jednak trzeba kombinować. Choć Huawei stara się ułatwiać nam życie na każdym kroku, na przykład proponując dodanie skrótów do zakładek z między innymi YouTube’a, to nadal nie jest to w pełni funkcjonalna aplikacją. Na ratunek dla szukających jakiś rozwiązań przychodzi Gspace, aplikacja „wgrywająca” na telefon usługi Google. Jest to rozwinięcie Dual Space’a, który umożliwiał wgranie kopii danych z innych urządzeń, które nie dostały bana. Działa to całkiem fajnie i prawie bezproblemowo pozwala uzyskać dostęp do wszystkich googlowych aplikacji. Jedynym minusem są problemy w sytuacji, gdy aplikacja wymaga kompatybilności z GMS, wtedy mogą pojawiać się na przykład utrudnia z prawidłowym wyświetlaniem powiadomień. Nie jest idealnie, ale ja bardzo szybko zapomniałem, że Huawei P50 Pro pozbawiony był wielu podstawowy aplikacji.
Choć Huawei P50 Pro potrafił sobie poradzić z banem do Googla, tak już nie do końca poradził sobie z blokadami na patenty hardware. Najboleśniejszym tego przykładałem jest brak 5G w najnowszym flagowcu do chińskiego producenta. Tak, w słuchawce na 5,5 tysiąca złotych nie ma najszybszej metody łączności. Oczywiście to nie wina Huaweia, a niemożności wykorzystania przez nich pewnych rozwiązać sprzętowych. Tylko że jak tu teraz namówić konsumentów, aby kupili ten drogi telefon, który ma im służyć przez najbliższe lata? Czy ktoś zdecyduje się na banicję internetową, gdy w Polsce 5G zaczyna się już porządnie rozkręcać? Przecież w 5G wyposażone są już telefony za około tysiąc złotych… Wszystko inne, jak NFC, Bluetooth 5.2 czy GPS jest, ale to tylko minimum.
Huawei P50 Pro wyposażony został w Snapdragona 888 z Adreno 660, czyli zeszłoroczny topowy układ, który przekłada się na naprawdę dużą wydajność. Do tego pamięć 8 GB RAM (12 GB było tylko w Chinach), co daje nam układ zadowalający nawet bardzo wymagających użytkowników. Potwierdza to też poniższy wynik w benchmarku. Żadne gry nowemu flagowcowi od Huaweia nie powinny być straszne. Co też ważne, przy wymagających czynnościach telefon się co prawda grzeje, ale jest to stopień akceptowalny – nie parzy jak Sony Xperia 1 III.
P50 Pro to też całkiem imponująca bateria. Zastosowano tu akumulator o pojemności 4360 mAh z możliwością ładowania do 66 W przewodowo oraz do 50 W przy ładowaniu indukcyjnym. Przy normalny użytkowaniu telefon na spokojnie wytrzymywał od nocy do nocy, a przy mniejszej intensywności baterii zostawało jeszcze na sporą cześć dnia następnego. Podczas korzystania z telefonu nie miałem obaw, że zabraknie mi energii na pełen dzień pracy, więc mnie to w zupełności zadowala. A w razie czego zawsze pozostaje szybkie ładowanie – od kilku procent do 100% w około 45 minut!
Aparat to kolejna mocna strona Huawei P50 Pro. Huawei wyznaczał trendy w tym aspekcie jeszcze za czasów P30 Pro, który do dziś cieszy użytkowników świetnymi zdjęciami. P40 Pro robił jeszcze lepsze fotografie, dzięki temu smartfon ten mógł konkurować z wyposażoną w usługi Googla konkurencją. Jak jest tym razem? Nadal jest super, ale czy lepiej? Chyba jednak nie udało się pobić poprzedniego flagowca, a wszystkiemu znów mogą być winne sankcje. Istnieje bowiem szansa, że matryce tym razem to już nie jest ta najwyższa pólka. Nie znaczy to jednak, że zdjęcia są złe – co to, to nie. Nadal jest to dla mnie czołówka obecnej smartfonowej stawki. Przede wszystkim główny aparat to prawdziwy majstersztyk pod względem przekładania rzeczywistości na obraz cyfrowy. Zdjęcia są w tym przypadku ostre jak żyleta, podoba mi się bardzo naturalne oddawane kolorów, a do tego ten wymaga naprawdę mało światła, by wykonać perfekcyjne fotografie – zdjęcia przy gorszych warunkach to prawdziwy top. Pochwalić muszę też teleobiektyw, który do przybliżeń rzędu x10 radzi sobie fenomenalnie – maksymalne powiększenie x100 to już raczej cyfrowy, nieprzydany bajer do statystyk, bo jakość nie powala. Zaś szerokokątny podoba mi się ze względu na duże pole widzenia, ale tutaj trochę kuleją kolory, które wyraźnie odbiegają od głównego obiektywu.
Zoom (x1, x3, x10, x80)
Huawei P50 Pro to kolejny smartfon, który jest świetny pod wieloma względami, ale ciężko mi go polecić ze względu na zbyt wysoką cenę. Tym bardziej trudniejsze jest to w przypadku tego flagowca od chińskiego producenta, który nie posiada 5G, a do tego dla wielu osób będzie spalony ze względu na brak oryginalnie zainstalowanych usług Google. Gdyby nie ta cena można by na pewnie niedogodności przymknąć oko, ale za 5500 zł jest sporo ciekawych alternatyw. Szkoda, bo nadal Huawei P50 Pro to przede wszystkim świetny sprzęt.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe