Oficjalne zapowiedzi nowego projektu powstającego przy współpracy Marvel & Square Enix/Eidos Montréal pojawiły się w czerwcu 2021 r., tuż po targach E3. Tam też po raz pierwszy zaprezentowano trailer Marvel’s Guardians of the Galaxy. Premiera zaplanowana została na 26 października tego samego roku. I terminów dotrzymali. A to w branży gier (ostatnio) rzadki przypadek.
Premiera tego tytułu przeszła jednak bez większego echa. Ja sama zakupiłam go dopiero w czasie zimowych wyprzedaży i sięgnęłam po niego na początku tego roku kalendarzowego. Do dziś, gdy opowiadam znajomym o tej fantastycznej grze, w którą ostatnio się zagrywałam, są oni zdziwieni… że coś takiego miało w ogóle premierę na rynku. I nie dziwię się. Większość, która widziała zwiastuny zapewne z góry założyła, że to tylko kolejna kaszanka w nowym kolorowym flaczku. Ale mylą się, och jak bardzo się mylą… Zaczynamy analizę!
Dostaliśmy tytuł, który jest wysoko oceniany zarówno przez krytyków, jak i przez graczy. Gra zasłużyła też na nagrody. W ramach Game Awards otrzymała 4 nominacje w kategoriach: innowacje w dostępności, najlepsza gra action-adventure, najlepsza muzyka i soundtrack, najlepsza narracja. Statuetkę należała się za sposób prowadzenia historii. W plebiscycie organizowanym przez Steam została nagrodzona za najlepszą ścieżkę dźwiękową.
I mowa tu nie tylko o bohaterach gry, którzy wyciągają wnioski z podjętych przez siebie w czasie trwania rozgrywki decyzji, ale przede wszystkim o jej twórcach. Marvel’s Guardians of the Galaxy zostało pozbawione irytujących mikro transakcji, które odrzuciło do siebie rzesze posiadaczy Marvel’s Avengers. Nowe skórki znajdziecie jedynie w świecie gry. Jeżeli będziecie chcieli zmodyfikować broń Star-Lorda, to będziecie mogli zrobić przy użyciu zebranych już wcześniej surowców. Także cytując klasyka „We don’t do that here”.
A skoro o Star-Lordzie już mowa — jest to najważniejsza postać w całej grze i jedyna, którą możecie bezpośrednio kontrolować. Jak widać Square Enix odrobiło lekcję. Lepiej stworzyć jeden model, a dobrze niż wiele „po łebkach”. I ten „minimalizm” wychodzi grze na dobre. Grupę możecie kontrolować za sprawą wydawanych przez Petera poleceń, które pozwalają innym na użycie jednego z czterech dostępnych dla każdej postaci ataków specjalnych.
Gra ma tez ukrytą ciekawą mechanikę. Jeżeli będziecie chcieli podbudować Waszych towarzyszy, to możecie to zrobić w trakcie trwania specjalnych zbiórek, które dostępne są po naładowaniu stosownego paska. Jeżeli odpowiednio rozgrzejecie swoich przyjaciół, to wrócicie na pole bitwy pełni sił i dokończycie starcie w rytmie jednego z ulubionych przebojów waszego wodza.
Fabuła Strażników Galaktyki rozpoczyna się niewinnie. Ot Peter Quill i spółka po raz kolejny wyruszają na wyprawę w nieznane w celach majątkowych. Misja kończy się jednak niepowodzeniem i grupa trafia prosto w ręce Korpusu Nova. Zatrzymania dokonuje centurionka Ko-Rel (stara znajoma/kochanka Petera), a za samodzielne dostarczenie więźnia odpowiedzieć chce jej córka Nikki. W trakcie kontroli drogi „Strażaków Galaktyki”* (*wyjaśnienie w poniższym wideo) po raz pierwszy krzyżują się z Wielkim Unifikatorem Rakerem — założycielem i przywódcą Powszechnego Kościoła Prawdy.
Bohaterowie zostają obciążeni przez Korpus karą pieniężną za swoje dotychczasowe przewinienia i ich pierwszym ważnym celem w grze stanie się… zebranie potężnej sumki. W czasie gdy Strażnicy planowali i wcielali w życie kolejną dobrze płatną intrygę, w którą chcieli wmieszać potężną Lady Hellbender — Powszechny Kościół Prawdy urósł w siłę. Członkowie Korpusu zaginęli lub poddali się Rakerowi. Co gorsza, w intrygę zostały wciągnięte Ko-Rel i Nikki, które Peter za wszelką cenę chce uratować. Od teraz losy całej Galaktyki są w rękach Strażników.
W długiej misji ratunkowej pomogą im m.in. Mantis, Adam Warlock czy pies Kosmo. Odwiedzą też wiele ciekawych miejsc w galaktyce — Knowhere, dom Lady Hellbender — Seknarf, na której panują warunki pogodowe uzależnione od humoru władczyni, czy zimową planetę pełną różnorakich stworzeń. Każdy rozdział przeniesie Was w inne równie interesujące miejsce. Knowhere żyje pełnią życia niczym metropolie z Gwiezdnych Wojen, a siedziba Lady Hellbender imponuje wielkością i formą. A z odpowiednim sprzętem można się poczuć jakby się tam było. Miałam okazję grać w ten tytuł na telewizorze 4K ze wsparciem dla HDR oraz na komputerze z RTX 3060. Po włączeniu raytracingu (szczególnie na Knowhere właśnie czy w końcowych partiach) szczęka Wam opadnie.
Marvel’s Avengers oferowało nam kilka lokacji, ale były one powtarzalne i bardzo puste. Historia Avengersów również nie jest za ciekawa. Fabuła jest tutaj bardzo sztampowa i liniowa, nie zachwyca niczym po drodze pomimo wielkiego konfliktu w tle.
Według serwisu HowLongToBeat główny wątek fabularny w Marvel’s Avengers skończycie w 12 h. Marvel’s Guardians of the Galaxy zajmie Wam ich minimum 17. Szkoda, że gra nie otrzyma DLC, ale mam nadzieję, że zamiast tego twórcy szybko zaoferują nam kolejną odsłonę, bo mogłabym z tą ekipą spędzić godziny za sterami Milano.
Do dyspozycji dostaniemy śmiesznego, ale bardziej rozważnego Petera (niestety nie jest aż tak zabawny jak Chris Pratt, ale nie można mieć wszystkiego) oraz Gamorę — indywidualistkę. Tę dwójkę na szczęście nie łączy tutaj żadne uczucie. Drax nie jest już napakowanym przygłupem, możecie spotkać go na Milano, jak studiuje teksty w okularach. Za wszystkich nadrabia duet Rocket & Groot.
W czasie podróży po galaktyce nasi bohaterowie spotkają wielu różnorodnych przeciwników i villanów z krwi i kości. Będziecie mogli postrzelać do Korpusu Nova czy opętanych wyznawców Powszechnego Kościoła Prawdy. Na waszej drodze staną potwory z galarety, rosłe monstra i mityczne stwory. Jednymi z ważniejszych czarnych charakterów będą wspominani już: z piekła rodem Lady Hellbender, czyli bezwzględna wielbicielka gatunków zagrożonych oraz Wielki Unifikator Raker. Ten drugi kreuje się na biednego sługę, który ma odnaleźć tzw. Matronę, ale pomimo wszystko to on budzi większą grozę. Z potworów, które mieliśmy okazję złapać w celu spieniężenia, najbardziej w pamięć zapadł mi Fin Fang Foom.
Marvel’s Avengers bazowało na konflikcie z organizacją AIM. Ta jednak nie… wzbudza zainteresowania. Główny antagonista jest zabawny w swojej formie. Zastanawiałam się gdzie ja już go wcześniej widziałam i przypomniałam sobie. Wygląda jak żywcem wyjęty z… Hotelu Transylwania 3. Dla mnie lepszym czarnych charakterem był Taskmaster z początku gry niż wszyscy inni „złole” razem wzięci. Sami Avengersi też nie byli zbyt ciekawi. Urocza Kamala Khan miała być ich motorem napędowym, ale nie przekonuje mnie ona do siebie. Jest jak jeden z mieszkańców Stumilowego Lasu, który próbuje zjednoczyć swoich przyjaciół. Jeżeli miałabym wybrać główne postacie, które według mnie zostały tutaj dość ciekawie przedstawione, to będą to Bruce Banner i Natsha Romanoff (z DLC natomiast Czarna Pantera). Reszta jest niestety… nijaka. A postaci z Marvela mamy tu multum i pewnie ciągle będzie ich przybywać za sprawą dodatków.
Strażników Galaktyki od zawsze wyróżniał humor. I w tej produkcji go nie zabrakło. Czasem bywa specyficzny, ale każdy znajdzie tu coś dla siebie. Najzabawniejszy jest w tej grupie Rocket, jednak Drax również miał swoje momenty. Szczególnie gdy z Niszczycielem flirtowała sama Hellbender. Moja ulubiona scena w tej produkcji to ta, gdy Drax właśnie w ferworze walki rzuca do wrogów hasło „Inspekcja BHP!”. Bardzo podobało mi się też użycie w grze słów, które… mają różne zastosowanie ze względu na kontekst wypowiedzi. Ale może pomogą Wam zastąpić przekleństwa w życiu codziennym 🙂 Gwarantuje Wam, że jeszcze chwila i „flurwa”, „żuj”, czy „cium” na stałe zagoszczą w słownikach gamerów i gamerek. Stworzenie tego języka na potrzeby gry sprawia, że ten świat jest bardziej wiarygodny. Avengersi są o wiele bardziej poważni, momentami aż za bardzo. Jest kilka scen, które mogą wywołać uśmiech na twarzy, ale jest on bardziej wywołany swojego rodzaju nostalgią.
I na koniec — wisienka na torcie, czyli muzyka. Jak wspominałam na początku tego artykułu gra została nagrodzona w ramach ubiegłorocznej gali Steam Awards za najlepszą ścieżkę dźwiękową. I bez wątpienia zasłużyła na tę statuetkę. Tutaj zarówno skomponowane utwory, jak i te dobrane do walki i menu głównego przeboje pasują jak ulał. Ten soundtrack powinien trafić na CD jak te z obu filmów.
Omawiając też oprawę audio, to nie można zapomnieć o fantastycznym polskim dubbingu. W tym nie zabrakło aktorów powiązanych z filmami MCU. W roli Gamory powróciła Paulina Holtz, a w Draxa ponownie wcielił się (znany również z roli Kratosa w God of War) Artur Dziurman. Mantis po raz kolejny przemówiła głosem Aleksandry Radwan, a w roli Groota znów czarował Robert Jarociński. W głównej roli Star-Lorda nie wystąpił już Paweł Małaszyński, a Maciej Kowalik. Najciekawsza zmiana zaszła w przypadku Rocketa — ten w filmach mówił głosem Jacka Braciaka. W grze wystąpił wspaniały Jacek, ale Kopczyński, którego możecie znać z gier takich jak Rayman 3, Rise of the Tomb Raider czy kultowych serii: Gothic i oczywiście Wiedźmin. A kto nie lubi głosu Jaskra?!
To jak — macie teraz ochotę sięgnąć po Marvel’s Guardians of the Galaxy? A może już graliście? Dajcie znać w komentarzach!
Ilustracja wprowadzenia: kolaż za materiałów prasowych