Nowa gra od Silicon Studio Corporation, czyli Triangle Strategy, zdecydowanie nie jest produkcją dla każdego, ale gdy już się przebijecie przez prowizorycznie archaiczną oprawę graficzną, skomplikowaną budowę świata i trochę dłużący się początek, będziecie wniebowzięci. Historia jest tu bowiem niezwykle rozbudowana i nieraz potrafi skutecznie zaskoczyć. Ale tak – na początku można czuć się odrobinę skołowanym. Oto bowiem trafiamy do świata trzech królestw, czyli krainy zwanej Norzelia. Na północy znajduje się Księstwo Aesfrost utrzymujące się dzięki zasobom żelaza, na południowym wschodzie Święte Państwo Hyzante dobrze zaopatrzone w sól, a dalej na zachód Królestwo Glenbrook, które żyje głównie z handlu. Kraina ta od blisko trzydziestu lat utrzymuje pokój, ale jak to często bywa, wystarczy jeden zapalnik, by wojna rozgorzałą na dobre.
Protagonistą tej historii jest Seronoa Wolffort – lord w Królestwie Glenbrook, który przygotowuje się do ustawionego ślubu z Fredericą Aesfrost z księstwa północy. Małżeństwo ma umocnić dobre relacje miedzy państwami. Oczywiście niedługo przygotowania zostają przerwane, a na głowy niedoszłych jeszcze małżonków zostają zrzucone rzeczy wyższej wagi. Rozwój wydarzeń w Triangle Strategy postępuje jednak bardzo wolno, więc nim do tego dojdziemy, minie kilka dobrych godzin. Przez ten czas będziemy dokładnie poznawać relacje między królestwami, problemy zagrażające pokojowi oraz wiele istotnych dla dalszej fabuły postaci. A wszystko poprzez liczne dialogi, które będą nam towarzyszyć przez całą grę, czyli przez około 30-40 godzin. Tak, gra rozkręca się powoli, ale dalsze wydarzenia nagradzają wytrwałych z nawiązką, bo dzieje się tu naprawdę dużo. Choć nie znaczy to, że dzieje się dużo pod względem walki czy innych aktywności – co to to nie – nadal będziemy przede wszystkim rozmawiać i podejmować decyzje.
A decyzje mają tu rzeczywisty wpływ na historię i na relacje z naszymi towarzyszami. Od tego, czy będziemy odpowiednio dobierać odpowiedzi w ważnych momentach, będzie zależeć, czy ktoś do naszej drużyny dołączy, czy też nie. Nasze decyzję mogą nam odbić się czkawką nawet kilka godzin później, gdy dojdzie do głosowania. A jest to niezwykle ciekawy motyw. Głosowanie to grupowa decyzją, którą musimy podjąć w tych najważniejszych momentach fabularnych. Wtedy nie wystarczy nasze zdanie – do konkretnego wyboru będziemy musieli przekona też naszych kompanów. To jednak nie jest takie proste, bo ci maja kompletnie różne nastawienie do danych spraw, a także mogą nam wytknąć nasze wypowiedzi z wcześniej – naprawdę robi to wrażenie.
Ja wspominałem, gra to przede wszystkim dialogi budujące historię. W Triangle Strategy na rozmowach spędzimy zdecydowaną większość czasu i to może niestety męczyć. Walka jest tu tylko w wyznaczonych fabularnie momentach i nie ma tu możliwości skoku w bok i podekspenia, aby odetchnąć od kolejnych intryg politycznych. Gra jest zwyczajnie bardzo liniowa i szybko da się odczuć schematy. Przegadany jest szczególnie początek, co tym bardziej może zrazić sporą rzeszę graczy. Na ogromny plus zasługuje za to fakt, że zdecydowana większość dialogów posiada dubbing, przez co kwestie są o wiele bardziej przystępniejsze – a w japońskich grach z masą tekstu nadal trzeba przyjmować to jako pozytywne zaskoczenie. No i angielski i japoński dubbing zostały zrealizowane z dużą starannością, co również cieszy. Oczywiście nie ma polskich napisów, ale to akurat w cale nie dziwi.
W końcu jednak dochodzi do walki i ta, trzeba przyznać, jest nader satysfakcjonująca. Potyczki toczymy tu w systemie turowym, kierując kilkoma bohaterami, a nie całą armią. Dzięki temu możemy wykorzystywać specjalne umiejętności każdej postaci. W grze zaimplementowano również żywioły z całymi ich cechami, które możemy łączyć i wykorzystywać. Zamrożoną postać da się więc rozmrozić ogniem, a tę potraktowaną wodą skutecznie zaatakować błyskawicą. Możliwości jest cała masa. W walce ważne jest też ukształtowanie terenu, bo dzięki temu możemy zyskać premię do ataków czy obrony. No a największym plusem walki jest ogromna różnorodność, która wynika z dużej liczby bohaterów, których możemy zwerbować do drużyny – oczywiście jeśli będziemy dobrze pertraktować.
Styl graficzny Triangle Strategy jest taki, jak widać na powyższych screenach – może się podobać, ale na pewno nie zwolennikom fotorealistycznych doznać. Grafika odnosi się oczywiście do klasyki pokroju Final Fantasy Tactics. Mamy więc lekki pixel art z ładną, rysowaną grafiką. Ja z początku nie byłem przekonany do tego stylu, ale po kilku godzinach gra mnie szczerze kupiła i grało mi się w wielką przyjemnością. Duży wpływ na to miała również muzyka, która urzekła mnie już od pierwszych minut. Trochę podniosła i pompatyczna, ale często też melancholijna, spokojna, instrumentalna – zwyczajne idealne wpasowała się w ten bogaty świat średniowiecznego fantasy. Mi od razu przypomniały się najlepsze kawałki z gier z serii Professor Layton (choć tam zupełnie inny świat oczywiście). Trudno o lepszą rekomendację. A cały soundtrack to aż ponad cztery godziny utworów, więc różnorodność jest ogromna.
Triangle Strategy na pewno nie jest grą dla każdego. Przede wszystkim trzeba mieć cierpliwość do kilkudziesięciu godzin składających się głównie z dialogów. Mimo wszystko jednak polecam zapoznawać się z każdą kwestią, bo świat jest tu naprawdę złożony i warto poznać jego każdy szczegół. Całościowo fabuła to na pewno Wam wynagrodzi.
Ilustracja wprowadzenia: materiał prasowe